Słodkie misie, życzę wam naprawdę udanego, szczęśliwego Nowego Roku i do zobaczenia w 2013 ;)
poniedziałek, 31 grudnia 2012
niedziela, 30 grudnia 2012
... I po świętach. Kanapki, sałatki, kuskusy
Święta się szczęśliwie skończyły, niestety zjadłam niewyobrażalną ilość pierogów i mam wrażenie, że źle się to dla mnie skończy, jeśli już nie widać efektów. Dlatego dalej od kilku dni dalej nie gotuję i jem owoce. Ale po sylwestrze już chyba pieprzę to odchudzanie i jem normalnie, byle NIE PRZESADZAĆ.
Czy widzicie jakąś różnicę? Tak, nie tylko blog setny raz zmienił swój wygląd, ale pieróg na górze wygląda zupełnie inaczej niż dotychczas.... Żegnaj Nokio, witaj Nikonie!!! Ile krwi mi napsuł ten telefon, ile walk trzeba było stoczyć w photoshopie, żeby te zdjęcia jako tako wyglądały. Wędrówki po całym mieszkaniu żeby znaleźć najlepsze oświetlenie, bo ciemno za oknem, setki rozmazanych ujęć, koniec z tym, koniec godzin spędzonych na robieniu postów, słodki Jezu.
Wrzucam więc ostatnie przepisy robione telefonem, pamparapam.
Oszukane baba ghanoush :
- Duży bakłażan
- pół puszki fasoli
- 3-4 łyżki oliwy
- 1 duży ząbek czosnku
- Łyżka soku z cytryny
- Sól, pieprz
- Pół łyżeczki kolendry mielonej
- Chili do posypania
Lekki kuskus z tofu i warzywami ( ilość składników orientacyjna ) :
- Kuskus
- Papryka
- Tofu
- Por
- Kawałek cukinii
- Cebula
- Dużo pietruszki
- Sezam, nie żałować
- Sól, pieprz, zioła prowansalskie
I absolutny hit, sos "tatarski". Nie ma pieczarek, ale to nieważne! Jest PRZEPYSZNY, zresztą możecie sami sobie dodać pieczarki czy co tam chcecie. Nadaje się właściwie do wszystkiego, sałatki, kanapki, grzanki, kotlety sojowe, parówki, seitan i tak dalej i tak mi się coś ubzdurało w głowie, żeby zjeść go z makaronem, jeszcze nie jadłam ogórków kiszonych w ten sposob, ale why not?
- Pół kostki tofu
- Pół szklanki mleka sojowego ( można trochę mniej jak ma być gęsty )
- 3 łyżki oleju
- Pół dużego ogórka kiszonego
- Łyżeczka kaparów ( można trochę więcej )
- 2 łyżeczki ostrej musztardy ( ja użyłam Dijon )
- Łyżka posiekanego koperku
- Sól, pieprz, odrobina octu balsamicznego
- + drobno posiekane ogórki i ewentualnie pieczarki
Szpinak, szynka sojowa, sos "tatarski", plastry cukinii lekko skropione octem balsamicznym, pomidor, sól, pieprz i koperek. Cudowne, przepyszne, po prostu brak mi słów.
A tutaj sos w sałatce, z porem, kapustą pekińską, selerem i kukurydzą.
- Pół szklanki sosu "tatarskiego"
- Nieduży kawałek selera
- Puszka kukurydzy
- Połowa średniej wielkości pekinki
- Kawałek pora
- Sól, pieprz, może być troszkę octu winnego
Żegnamy obiektyw telefonu i witamy obiektyw APARATU.
O, tutaj widać jak bardzo się z niego cieszę w pierwszy dzień świąt.
Tutaj też, ale już zaczynam cudaczyć z nadmiaru wrażeń.
Czy pamiętacie Hugo Frugo? Musiał zostać ostrzyżony prawie że do naga, bo zaatakowała go plaga kołtunów, nie zmieniło się jednak to, że nadal jest najsłodszym psem na świecie, chociaż większość mojej rodziny uważa, że teraz jest brzydki D: wtf people?
1000% słodkości.
Bałtyk w grudniu o 8.00 rano, kto by pomyślał.
I na koniec niecodzienna propozycja na tosty. Nie ma sera, nie pieczarek, chciałoby się powiedzieć : nie ma niczego, banalne ale to działa.
Tosty z rukolą i pomidorami :
- Duża garść rukoli
- Pieczywa tostowego mnóstwo
- Pomidorki koktajlowe
- Drobno posiekana cebula
- Keczup, musztarda, sól i pieprz.
Co tu dużo mówić, każdą stronę smarujemy innym sosem, na jedną kładziemy rukolę, a na drugą resztę składników. Ładnie składamy i pieczemy. Nie trzeba żadnych sosów :)
niedziela, 23 grudnia 2012
Muffiny bananowe z czekoladą
Poprzedni post wywołał wiele emocji, i bardzo dobrze, weganizm to wbrew pozorom nie jest jedzenie. Blog ten jednak służy przede wszystkim pokazywaniu, że my weganie nie jemy trawy, kwiatów, czy owsa, ale jeśli mamy tylko takie życzenie, możemy jeść równie pysznie jak ci "normalni" ludzie, a nawet i lepiej, dlatego wkraczam ponownie na pokojową ścieżkę i prezentuję wam przepis na supersłodkie muffiny bananowe, w których pływa mnóstwo czekolady i gdyby nie to że staram się ograniczać słodycze, to bym je piekła non stop.
W ogóle teraz piszę z rodzinnych stron, wcale a wcale nie gotuję, bo właściwie jem tylko surowe owoce i trochę warzyw, no i czasem babcinego pieroga z kapustą i grzybami ( Boże jakie dobre, w piątek zjadłam tyle, że aż brzuch mnie bolał, naprawdę, i co najlepsze, dowiedziałam się, że jedna z babć, od tych co się tak na nie rzuciłam, ZAWSZE robiła pierogi bez jajek. Ogólnie nie ma żadnego porównania, te bez jajek są bezkonkurencyjne )
Mam jeszcze w zanadrzu parę przepisów z Wrocławia i trochę zdjęć, i będą to chyba ostatnie zdjęcia robione moim przeklętym telefonem, ach!
- 2 szklanki mąki
- 3 banany
- 0,75 szklanki cukru brązowego
- 1 płaska łyżeczka sody
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka octu winnego
- Tabliczka gorzkiej czekolady ( wzięłam najtańszą )
- 2/3 szklanki mleka sojowego
- 1/3 szklanki oleju
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Banany rozgniatamy na papkę. Mieszamy suche składniki w misce. Dodajemy wszystkie mokre składniki i mieszamy łyżką do połączenia składników, niezbyt dokładnie. Wrzucamy posiekaną drobno czekoladę i mieszamy jeszcze raz. Napełniamy formę do muffinów i pieczemy 20 minut.
Tuż po ostygnięciu będą bardzo miękkie i puszyste. Ale jak odstoją dzień, to zrobią się bardziej zbite, i będą takie typowo "muffinowe". I takie, i takie są dobre!
środa, 19 grudnia 2012
Pasty kanapkowe: wiosenna z nerkowców i treściwa z pszenicy
Po dzisiejszym dniu naprawdę ciężko zdobyć mi się na tolerancję wobec mięsożerców czy ludzi jedzących tylko ryby. Naprawdę. Czuję niezrozumienie i wstręt do tych wszystkich ludzi, którzy żywią się śmiercią innych istot, bo czują się od nich lepsi, stoją wyżej w hierarchii. Ten nazizm gatunkowy jest wszędzie, czai się ukryty w każdym mięsożercy, nawet jeśli nie zdają sobie z niego sprawy. Bo zawsze jedli, bo w domu jedli, jak mam jeść inaczej, nie potrafię, nie mam czasu... Nie, to nie wynika z tego, to wynika z wewnętrznej pogardy do innych stworzeń, stawiania siebie na boskim piedestale z powodu dwóch nóg i cięższego mózgu w stosunku do masy ciała. Tak jest i koniec. Nie ma wymówek, nie ma wiecznego usprawiedliwiania się. Ilu ludzi spotkałam, którzy pytając mnie, czemu nie jem mięsa, i słysząc moją odpowiedź, czuło się zakłopotanych faktem, że oni jedzą. Jakby było im wstyd. Ale po dwóch godzinach znów jedzą swojego ulubionego kotleta, trzęsąc uszami i uśmiechając się w myślach do maminej kuchni. A potem idą pobawić się ze swoim psem, ciesząc się z towarzystwa swojego najlepszego przyjaciela i być może zastanawiając się w duchu, jak ktokolwiek mógłby przerabiać psy na smalec. To jest beznadziejne. Nie wiem jak ludzie mogą być tacy ślepi i nieczuli, szczególnie po tym jak dostali prawdę podaną na przysłowiowym talerzu. "Tak, masz rację, co za okropny świat, co za okropni ludzie, jak można tak traktować zwierzęta, ja chyba też przejdę na wegetarianizm". Potem i tak wpierdalają kebaby. A zwierzęta wymówek nie potrzebują.
Piszę to wszystko, bo byłam dzisiaj świadkiem pewnej sceny. Normalnej. Codziennej. Zwyczajowej w dni przedświąteczne, w tysiącach polskich marketów, tysiącach polskich miast. Karpie. Miliony karpi stłamszonych w zasyfionych baliach, atakowanych przez setki dźwięków, stęków, pokrzykiwań, szelesty foliowych toreb i piski elektronicznych wag. Szłam sobie do sklepu, po bułki, a pod sklepem był mały domek. Z karpiami. Bo późna już była godzina, więc domek się pakował. Pakowano sprzęt, pakowano zbiorniki, pakowano karpie. Stała taka skrzynka, pełna tych biednych stworzeń. Wszystkie leżały bez ruchu. Tak mi się wydawało. Nagle jeden z nich zaczął się boleśnie trząść, i podskakiwać z plaskiem w konwulsjach, obijając się o martwych, lub zwyciężonych przez los towarzyszy swojej niedoli. Podeszłam bliżej. Tak żałośnie wytrzeszczał oczy, i ciągle próbował uciec ze skrzynki. Tylko ja wiedziałam, że nigdy mu się to nie uda. On nadal walczył, tak beznadziejnie próbował walczyć o wolność, ale na próżno. Stałam przed tym domkiem jak kretyn, oglądając żałosną próbę ucieczki dogorywającego karpia. A w okół mnie toczyło się życie. Pracownicy domku karpi wesoło zbierali się do domu. Matki z dziećmi kierowały się w stronę pobliskiego McDonalda ciesząc się w duchu, że dziecko do hamburgera dostanie zabawkę i będzie miała spokój. Staruszkowie powoli zmierzali w stronę sklepu, by wydać swoje marne oszczędności na plasterki suchej wędliny.
A chciałam kupić tylko bułki...
Cóż, poza tym mam dla was dzisiaj dwie pasty kanapkowe, fajne są, jakoś nie mam ochoty przygotowywać świątecznych potraw, bo w sumie co takiego zaskakującego jest w pierogach z kapustą i grzybami, które je się za każdym razem jak się ląduje w rodzinnym Malborku czy piernikach, przy których jest maksymalnie pół godziny roboty. I szczerze mówiąc powoli zaczynam mieć w dupie tradycję, dla której wyznacznikiem udanych świąt jest ilość trupów na świątecznym stole.
I bardziej treściwa pasta z pszenicy, inspirowałam się trochę przepisem z "Naturalnej kuchni wegetariańskiej", ale w gruncie rzeczy jest to inny przepis.
Tak więc po otrzymaniu przez nas pożądanej masy dodajemy zmiażdżony przez praskę czosnek oraz resztę składników, mieszamy dokładnie, najlepiej wyrabiając ręką.
Piszę to wszystko, bo byłam dzisiaj świadkiem pewnej sceny. Normalnej. Codziennej. Zwyczajowej w dni przedświąteczne, w tysiącach polskich marketów, tysiącach polskich miast. Karpie. Miliony karpi stłamszonych w zasyfionych baliach, atakowanych przez setki dźwięków, stęków, pokrzykiwań, szelesty foliowych toreb i piski elektronicznych wag. Szłam sobie do sklepu, po bułki, a pod sklepem był mały domek. Z karpiami. Bo późna już była godzina, więc domek się pakował. Pakowano sprzęt, pakowano zbiorniki, pakowano karpie. Stała taka skrzynka, pełna tych biednych stworzeń. Wszystkie leżały bez ruchu. Tak mi się wydawało. Nagle jeden z nich zaczął się boleśnie trząść, i podskakiwać z plaskiem w konwulsjach, obijając się o martwych, lub zwyciężonych przez los towarzyszy swojej niedoli. Podeszłam bliżej. Tak żałośnie wytrzeszczał oczy, i ciągle próbował uciec ze skrzynki. Tylko ja wiedziałam, że nigdy mu się to nie uda. On nadal walczył, tak beznadziejnie próbował walczyć o wolność, ale na próżno. Stałam przed tym domkiem jak kretyn, oglądając żałosną próbę ucieczki dogorywającego karpia. A w okół mnie toczyło się życie. Pracownicy domku karpi wesoło zbierali się do domu. Matki z dziećmi kierowały się w stronę pobliskiego McDonalda ciesząc się w duchu, że dziecko do hamburgera dostanie zabawkę i będzie miała spokój. Staruszkowie powoli zmierzali w stronę sklepu, by wydać swoje marne oszczędności na plasterki suchej wędliny.
A chciałam kupić tylko bułki...
Cóż, poza tym mam dla was dzisiaj dwie pasty kanapkowe, fajne są, jakoś nie mam ochoty przygotowywać świątecznych potraw, bo w sumie co takiego zaskakującego jest w pierogach z kapustą i grzybami, które je się za każdym razem jak się ląduje w rodzinnym Malborku czy piernikach, przy których jest maksymalnie pół godziny roboty. I szczerze mówiąc powoli zaczynam mieć w dupie tradycję, dla której wyznacznikiem udanych świąt jest ilość trupów na świątecznym stole.
- 3/4 szklanki nerkowców
- ogórek kiszony
- kilka rzodkiewek
- szczypiorek
- pół łyżeczki octu winnego
- łyżeczka sosu sojowego
- sól, pieprz
- 2,5 szklanki ugotowanej pszenicy
- 3 łyżeczki koncentratu pomidorowego
- 3 łyżki oleju
- Łyżka drożdży suszonych nieaktywnych
- 2 ząbki czosnku
- Po płaskiej łyżeczce pieprzu, soli, oregano i tymianku
- Ok 1/3 szklanki wody ( może być troszkę więcej )
Tak więc po otrzymaniu przez nas pożądanej masy dodajemy zmiażdżony przez praskę czosnek oraz resztę składników, mieszamy dokładnie, najlepiej wyrabiając ręką.
poniedziałek, 17 grudnia 2012
Kulki marchwiowo-owsiane z okarą
Dzisiaj bardzo fajny imho, kolejny sposób na okarę sojową :)
Takie oto mięciutkie kuleczki do obiadu albo jako przekąska. Są miękkie w środku, ale mają fajną skórkę z mąki kukurydzianej, więc jest "co ugryźć". Jak w lato ( ach pół roku jeszcze, cudownie ) zacznie się era pikników i jedzenia na zewnątrz, to będzie must have posiłku. Nie trzeba do nich żadnego sosu! Ja je jadłam z sosem koperkowym z lidla, ale chyba tylko dlatego, że zawczasu sobie nałożyłam.
Na ok 15 kuleczek :
- 1 porcja okary z 0,5 szklanki suchej soi
- 1 średnia marchewka
- 0,5 szklanki płatków owsianych
- 6 łyżek bułki tartej
- Pół łyżeczki kurkumy
- Pół łyżeczki pieprzu
- Niecałe pół łyżeczki soli
- Łyżeczka majeranku
- Łyżeczka słodkiej papryki
- Dwie łyżki sosu sojowego
- Trochę natki i koperku świeżego
- Mąka kukurydziana do obtaczania
Płatki zalewamy taką ilością wrzątku żeby przykryły płatki, odstawiamy na 15 minut. Marchewkę trzemy na tarce o dużych oczkach. A potem łopatologicznie, wszystko wyrabiamy na zwartą, ale niezbyt masę ( żeby się nam nie kruszyły na patelni ). Lepimy kulki, obtaczamy w mące kukurydzianej, smażymy na oliwie albo oleju, jak kto woli, pamiętamy żeby dobrze rozgrzać, i jak już będą na patelni to delikatnie ciągle je obracamy drewnianą łyżką, żeby równomiernie się obsmażyły. Ja je zjadłam ze wspomnianym sosem oraz kaszą jęczmienną z sosem grzybowym, no i zielenina. Cheers!
niedziela, 16 grudnia 2012
Tarta warzywna pod pomidorami + "jajecznica" z okary
Ale poza marudzeniem mam jeszcze dla Was bardzo fajny sposób na wykorzystaniu okary po mleku sojowym który podpatrzyłam na Puszce. Do tarty możecie wrzucić więcej warzyw, ja po prostu miałam tyle w lodówce.
Ciasto :
- 1,5 szklanki mąki pszennej
- 3 łyżki oliwy
- 1 łyżeczka soli
- Zimna woda
- Duża cebula
- 2 szklanki brokułów
- Papryka Żółta
- 2 duże garście szpinaku
- 2 ząbki czosnku
- 1 pomidor
- Sól i pieprz
- 1 szklanka mleka sojowego
- 1 łyżka płatków drożdżowych
- 1 kostka tofu
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
- 1 łyżeczka ziół prowansalskich
- 1 płaska łyżeczka soli
- Pieprz
- Duża szczypta gałki muszkatołowej
I przepis na okarzycę, dla mnie po prostu super, jak można przekształcić coś tak niedobrego jak okara w coś tak pysznego. W ogóle nie rozumiem jak do tej pory mogłam wyrzucać zawsze okarę, jest tyle fajnych sposobów na jej wykorzystanie, a u mnie ona lądowała po prostu w koszu. Never again!
Na porcję:
- Porcja okary z 0,5 szklanki suchej soi
- Kawałek cebuli
- 1 pomidor
- Duża garść szpinaku
- Duża szczypta kurkumy
- 1 płaska łyżeczka czarnej soli "jajecznej" ( chyba opcjonalnie ) + sól i pieprz
- Olej
sobota, 15 grudnia 2012
Liebster award, makaron ze szpinakiem
Jakiś czas temu dostałam nominację do liebster blog award czy jakoś tak, zupełnie o tym zapomniałam, a przypomniało mi się na fali ostatniej mody wśród blogerów, a nominację dostałam od http://nothingbutahousewife.blogspot.com/, dziękuję bardzo :)
A o to pytania które dostałam, it's PORN time!
1. Ulubiony pisarz?
Ostatnio mało czytam ( co za wstyd ), a jak już to często bardzo różnych autorów, i nie mogę zdecydować się na ulubionego, więc wymienię kilku : Philip K. Dick, William Wharton, Pat Conroy, Mario Puzo.
2. Kawa czy herbata?
Zdecydowanie kawa... Właściwie to z nią mocno przesadzam, bo piję co najmniej 4 wielkie kubki dziennie, nawet w nocy.
Zdecydowanie kawa... Właściwie to z nią mocno przesadzam, bo piję co najmniej 4 wielkie kubki dziennie, nawet w nocy.
3. Jakim aparatem robisz zdjęcia na bloga?
No aparatem to bym tego nie nazwała, pstrykam foty zwykłą Nokią ;) ( właściwie to nie wiem jaki to model ). Być może zmieni się to po Świętach, oby, bo czasem idzie zwariować.
No aparatem to bym tego nie nazwała, pstrykam foty zwykłą Nokią ;) ( właściwie to nie wiem jaki to model ). Być może zmieni się to po Świętach, oby, bo czasem idzie zwariować.
5. Słone czy słodkie?
Ostatnio słodkie... Właściwie to chyba uzależniłam się od słodkiego, czuje się chora jak w ciągu dnia nie zjem czegoś ze zwykłym cukrem : O Według ostatnich badań "głód" sacharozy można porównać do tego po kokainie, więc nic dziwnego, że mi tak odwala i dzień bez słodkiego jest dniem straconym.
6. Klasyczne szpilki czy ekstrawagancki Alexander McQueen?
Jakbym lubiła katować sobie stopy, co czasem jednak robię, to McQueen. Klasyczne szpilki są po prostu nudne ;)
Jakbym lubiła katować sobie stopy, co czasem jednak robię, to McQueen. Klasyczne szpilki są po prostu nudne ;)
7. Facebook czy tweeter?
Fb, a tweetera nie mam.
Fb, a tweetera nie mam.
8. Wymarzona podróż?
Taka w którą wyruszyłabym nie wiedząc, kiedy się zakończy...
Taka w którą wyruszyłabym nie wiedząc, kiedy się zakończy...
9. Pomidorowa z ryżem czy z makaronem?
Ani z tym, ani z tym. Z grzankami!
Ani z tym, ani z tym. Z grzankami!
10. Najbardziej romantyczna, według Ciebie, piosenka?
"I've had time of my life" xD
"I've had time of my life" xD
11. Ulubiony film?
Natural Born Killers, po prostu kocham i uwielbiam.
Robienie foto-kolaży to całkiem niezła zabawa ;)
I taki szybki, ale bardzo fajny makaron z dni jak miałam dostęp do świeżego szpinaku.
I taki szybki, ale bardzo fajny makaron z dni jak miałam dostęp do świeżego szpinaku.
Na dwie średnie porcje albo jedną taką przez którą wybuchniemy :
- Szklanka makaronu pełnoziarnistego
- 250g szpinaku
- 10 małych pieczarek
- Połowa średniej cebuli
- Ząbek czosnku
- Szklanka mleka sojowego z rozebłtaną połową łyżeczki mąki ziemniaczanej
- Gałka muszkatołowa ( nie za dużo), sól, pieprz, odrobinka octu winnego
piątek, 14 grudnia 2012
Co było jak mnie nie było, czyli zdjęciowy zawrót głowy
Na początku chciałabym podziękować Bartkowi Popielowi za to, że swoim nagraniem na yt zmotywował do zrobienia tego posta i przekopania się przez mnóstwo zdjęć których nie miałam siły obrabiać i publikować. Link tutaj.
A jak mnie nie było to :
Jadłam kolorowe kanapki i rysowałam storyboardy
Z wkurzonymi rybami
Próbowałam oddać w pastelach klimaty ulubionych bajek z dziecińśtwa :
Jadłam dużo kolorowych owsianek :
Spędziłam trochę czasu pracując z kartami tarota :
Odwiedziłam wrocławskie Najadacze :
Zestaw "Wolna Palestyna", absolutnie cudowny humus z falafelami, zatarem, oliwkami, warzywami i chlebkiem, po prostu bajka, szkoda tylko, że oliwek dostałam aż 5
Moja znajoma zamówiła sobie tortillę z falafelem, porcja była tak duża, że koleżanka nie dojadła i w sumie dojadłam po niej ( mam duże możliwości, ale po tym i Wolnej Palestynie ledwo się ruszałam )
Byłam także w Sopocie w bardzo fajnym, lecz ukrytym trochę lumpeksie Vintage Inn, bardzo polecam, mają niesamowite, wspaniałe i wszystkie dodatki jakie sobie tylko wymyślicie, sklep po prostu bajka, jakby się weszło trochę do innego świata, tylko właścicielka trochę naburmuszona, ale w sumie jej do domu nie zabieramy.
A ponadto jadłam :
Kotlety fasolowe z wielką furą ziemniaków i sałatek, jadłam to właściwie cały dzień xD
Wegańska pizza z diy sosem "serowym"
Wegańska pizza z diy sosem "serowym"
Bardzo dużo warzyw
Które wylądowały w powyższym stirfry
Zupa warzywna już nie pamiętam skąd ( chyba od Justyny ) i makaron z sosem z proszku, masakra, nie wiem jak ludzie mogą to jeść, zjadłam właściwie to tylko dlatego, że byłam po imprezie
Pasta z pszenicy
"Jajecznica" z okary, coś wspaniałego
Warzywna tarta ze szpinakiem pod sosem z tofu
Kulki marchwiowo-owsiane z okarą
Muffiny bananowe
Obiad na hura czyli kotlety sojowe, sałatka ze wszystkiego i niczego, makaron ze szpinakiem i pieczarkami
Pasta z nerkowców i kiszonych ogórków
Tradycyjny obiad na kolanie z mielonymi sojowymi
Zupa z lidla wiosenna z grzankami i ze szczypiorkiem, nawet ujdzie
Oszukane baba ghanoush, bo z białą fasolą, ale i tak diabelnie dobre
Kotlety ziemniaczane z tortillami wypelnionymi warzywami, chyba podzieliłam tą porcję na pół ;)

No i Wegańska Bogini, która jest po prostu rozczarowaniem, większość przepisów to przepisy na wegańskie kurczaki, polędwice, makarony z wegańskim parmezanem, sałatki z wegańską mozarellą i tak dalej, jest trochę fajnych przepisów, ale jak dla mnie to książka trochę porażka, no ale w sumie co się spinam, była wydawana głównie przecież dla Amerykanek jedzących głównie takie rzeczy.
Uffff, post w półtorej godziny ;D
Subskrybuj:
Posty (Atom)