poniedziałek, 28 maja 2012

Zapiekanka pasterska


Dawno nie jadłam zapiekanki, a w szafce pod zlewem od paru tygodni kisiły się ziemniaki, na które nikt nie miał ochoty. "Ziemniaki mogą poczekać. Zawsze czekają." Często prowadzę ze sobą dialogi myślowe, w których nierzadko pojawiają się rozterki na temat jedzenia. "No to może zapiekanka?". "Nieee, za dużo roboty, tak mi się nie chce." "Ale dawno nie jadłaś zapiekanki, chcesz zjeść zapiekankę ziemniaczaną, wiem to..." "Olkaaa, kupiłaś za dużo pieczarek, zepsują się znowu"- to już głos mojego chłopaka zaglądającego do lodówki.
No to postanowione, zapiekanka. Przepis z modyfikacją, stąd.


Składniki na 6 porcji:
  • 6 ziemniaków
  • Pół szklanki mleka roślinnego
  • Szklanka soczewicy zielonej
  • 6-8 niemałych pieczarek
  • 1 duża cebula
  • 2 czerwone papryki
  • Spora garść natki pietruszki
  • Łyżka koncentratu pomidorowego
  • 1 łyżeczka przyprawy do wieprzowiny, czosnek w proszku, bazylia, pieprz, olej
Gotujemy do miękkości ziemniaki i soczewicę. W międzyczasie siekamy cebulę w piórka i pieczarki w plasterki, podsmażamy do miękkości i dodajemy posiekaną w kostkę paprykę. Czas może upłynąć różnie, więc gdy ugotują się ziemniaki, rozdrabniamy je na puree z mlekiem z posiekaną drobno natką. Miękką już soczewicę dodajemy do smażonych warzyw, mieszamy całość z koncentratem i przyprawami. Jak wam za gęsto, to dodajcie trochę wody. Naczynie żaroodporne smarujemy olejem, połową ziemniaczanego puree wykładamy dół formy. Na to nakładamy nadzienie i górę smarujemy równomiernie resztą ziemniaków. Nie przykrywamy. Pieczemy 40min. w 170 stopniach. Autor poleca w przypadku osób będących szczęśliwymi posiadaczami piekarnika z termoobiegiem pieczenie w 180 stopniach, z czego pierwsze 15 minut z góry i dołu, a resztę czasu tylko górę. Ja niestety nie należę do tego grona wybrańców, bo wynajmuję piekarnik gazowy.
Dobrze jest odczekać parę minut przed krojeniem. Danie jest MEGA sycące.

Zapiekanka plus sałatka ze szpinaki, pora i pomidora

Plus dzisiejsza AVOCADICA na śniadanie z koktajlem z banana i kiwi, Boże Święty, to jest tak niesamowicie zaskakująco dobre, że nie wiem po co ludzie jedzą jajecznicę. Jeszcze tu się kiedyś pokaże, w bogatszej wersji, tutaj jest tylko z cebulą/



 Na, powiedzmy że lunch, bo to tak fajnie brzmi,  sandwiche z domowym spreadem fasolowo-orzechowym, szpinakiem, porem, pomiorem i smażonymi pieczarkami plus sosy. Spread by się tutaj pojawił jako osobny przepis, ale podczas przekładania go z blendera do słoika, słoik z prawie całą pastą mi spadł na podłogę i rozbryzgał się na kawałki, tak więc pozostało mi tylko wybrać odrobinę tego, co zostało po blendowaniu. Ech :(


Zapiekankowe szaleństwoOrganizator: michalina

niedziela, 27 maja 2012

Wiosenny twarożek z tofu

Miał być przepis na makaron, pizza i wegańskie smoothies z całego tygodnia, ale nie będzie, bo mój aparat "zjadł" te zdjęcia :( A właściwie to robiąc nowe nadpisał te stare... A najśmieszniejsze jest to, że te podmienione zdjęcia skopiowałam wcześniej na dysk, a potem niechcący zamieniłam je tymi nowymi... trudno, teraz już nie kliknę "kopiuj i zamień".
A teraz śniadaniowy twarożek z tofu :


Smakuje prawie jak ten prawdziwy z twarogu, gdybym robiła go 100% zgodnie z tym przepisem, być może byłby jeszcze lepszy, ale i tak jest super :)) Jeśli kilka godzin postoi w lodówce i się go odcedzi, to idealnie nadaje się na kanapki, albo do bagietki w formie przekąski. Bardzo, bardzo polecam :)


Składniki :
  • Kostka naturalnego tofu 180g
  • Mleko sojowe
  • Ogórek wężowy średni
  • Szczypiorek
  • Kilka rzodkiewek
  • Sok z cytryny, sól i pieprz
Tofu rozdrabniamy widelcem, dodajemy trochę mleka sojowego, ale niedużo, tak żeby powstała nam konsystencja twarożku. Ścieramy na tarce z grubymi oczkami obranego ogórka i mieszamy z twarożkiem. Siekamy resztę składników, dodajemy do tofu, mieszamy z sokiem z cytryny, nie żałujemy soli i pieprzu. Twarożek KONIECZNIE odkładamy na 20 minut do lodówki. Po tym czasie cieszymy się smakiem wiosennego twarożku :)
Z tego tygodnia zachowało mi się kilka zdjęć, głównie z koktajlami, bo też uległam wszechobecnie panującej "akcji witaminizacji", tylko trochę trudniej u mnie z ruchem, jestem megaleniwa...To chociaż wypiję sobie każdego ranka szklankę albo dwie jakiegoś smoothie ;) Wydaje mi się, że to działa.


 Warzywa po "chińsku" z kotletami w mące sojowej (fajna mąka do panierowania)

 Genialny smoothie z pomarańczy i gruszki

Kolorowe kanapki na pasztecie sojowym + koktajl z banana i truskawek

Smoothie z garści szpinaku, jabłka i banana + dzisiejsze śniadanie

Taki sobie chiński rosół

Koktajl=jagody+kiwi+woda

poniedziałek, 21 maja 2012

Niedzielny krem pomidorowy

Niedziela tradycją stoi, więc ugotowałam zupę. Pomidorową. Ale nieklasyczną, bo z mlekiem kokosowym zamiast śmietanką, szczyptą gałki, świeżą bazylią i pokruszonymi migdałami w roli "parmezanu". Co tu mówić, jest obłędna, na bank lepsza niż u niejednej babci. Podstawowy przepis pochodzi z Puszki, a ja dodałam bazylię i mleko kokosowe, i chociaż nie jadłam zupy bez tych dodatków, to kremik na pewno bez nich byłby uboższy. Porcja składników jest mała, dla dwóch osób.

  • Puszka pomidorów, albo szklanka świeżych.
  • Zachowany sok z puszki
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 0,5 szklanki mocnego wywaru z warzyw ( albo 0,5 szklanki rosołu z kostki warzywnej rozpuszczonej w 1 szklance wody, ja tak właśnie zrobiłam )
  • 2 łyżki oliwy
  • 2 łyżki koncentratu pomidorowego
  • Szklanka mleka kokosowego
  • Przyprawy : sól, pieprz, bazylia, oregano, szczypta gałki muszkatołowej
  • Świeża bazylia i starte migdały do posypania
Pomidory odcedzamy, sok zachowujemy. Posiekaną drobno cebulę i zmiażdżony czosnek szklimy na oliwie. Wrzucamy posiekane pomidory lub z puszki i smażymy na wysokim ogniu przez 2 minuty. Zmniejszamy ogień, i dodajemy resztę składników oprócz mleka i "posypek", gotujemy przez 5 minut w niskiej temperaturze.  Zdejmujemy z ognia, całość blendujemy z mlekiem kokosowym i ponownie zagotowujemy na małym ogniu cały czas mieszając. Rozlewamy zupę do miseczek, każdą posypujemy posiekaną bazylią i startymi migdałami, i podajemy z grzankami ziołowymi.


Zawsze muszę jakoś pobrudzić naczynie, tak więc moje zupy na zdjęciach nigdy nie będą wyglądać reprezentacyjnie. Kolację zjadłam z fajną laską na kubku i ulubioną pastą z groszku.


A dzisiaj byłam na małych, ale uroczych zakupach w osiedlowym sklepie i za kilka rzeczy zapłaciłam majątek.


W tych zakupach jest 21 złotych. No dobra, zapytacie, ale co z tego, przecież to niedużo? No to z tego, że prawie nic nie kupiłam, owoce znikną w jeden dzień, bułki, malutkie, na jutro do szkoły, warzywa może zostaną zjedzone ot tak zaraz, ale to przecież śmieszna i małoróżnorodna ilość. Wodę i herbatę kupiłam najtańsze jakie były w sklepie. Ale o co chodzi? Chciałabym robić zakupy na targach i w małych sklepach, aby wspierać lokalną społeczność i nie dać zarobić rozpasanym i olbrzymim sieciom. Chciałabym, żeby ludzie normalnie mogli się utrzymywać z handlu, pani Jadzia na kasie pracowała 8 godzin dostając uczciwą pensję, i mieć pod ręką dostęp do świeżych warzyw i owoców, ale tak się nie da. Gdybym codziennie miała robić takie zakupy, to bym po prostu zbankrutowała. Przystanek tramwajowy dalej jest Tesco, więc gdzie się udaję co tydzień, maks dwa tygodnie? Właśnie tam, a, i do Lidla po wodę. Tesco nic nie płaci miastu, wyzyskuje pracowników, jest brudne, zatłoczone i słabo zaopatrzone, ale to właśnie tam zostawiam swoje pieniądze i przykładam rękę do kontynuacji tego wariactwa. Ja i miliony innych ludzi. Ja jeszcze nie mam tak źle, bo nadal się uczę i w razie wu rodzice mi jakoś pomogą, ale ile jest takich osób? W moim rodzinnym Malborku zamykają małe sklepy, otwierają Lidle, Biedronki, Żabki, a nawet są 2 Tesco. W wsiach pod Malborkiem chyba wcale nie ma sklepów, bo wszyscy się zjeżdżają do tych molochów... Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej wcale nie chcę tam chodzić. Ale chyba nie mam wyjścia.

niedziela, 20 maja 2012

Wegańskie ciasto czekoladowe plus surówka z surowych buraczków

 
Ciężko mi uwierzyć, że na moim parapecie bazylia stoi już dwa tygodnie, i nie wydaje się, żeby miała umrzeć, jak tak dalej pójdzie, to może i inne ziółka staną przy oknie. Niestety nigdy nie miałam ręki do kwiatów.
Surówka, sałatka z surowego buraka to niezły pomysł na niedrogie warzywa do obiadu, szczególnie jeśli ktoś lubi kwaśne smaki. Oparłam się na tym przepisie  http://wegetarianka.blox.pl/2011/04/SUROWKA-Z-SUROWYM-BURAKIEM.html, ale marchewka mi tu nie pasowała, a w lodówce dogorywał koperek.


Składniki :
  • 1 średni burak
  • 1 zielone jabłko
  • 3 kiszone ogórki
  • 1 nieduża cebula
  • Pół pęczka koperku
  • 3 łyżki oliwy plus sól
Buraka obieramy, ścieramy na tarce z grubymi oczkami wraz z jabłkiem ( jabłka nie obieramy). Drobno kroimy ogórki i cebulę, siekamy koperek, składniki mieszamy i doprawiamy. Dobrze, żeby trochę odstała przed jedzeniem.

 Surówka z buraków, jaglanka i kotlety sojowe w mące z przyprawą do kurczaka

A na deser CIASTO, albo Murzynek, jak kto woli.



 To moje pierwsze udane ciasto wegańskie! ( i jedno z pierwszych udanych w ogóle, poza tymi z proszku) Było pyszne, miękkie, megaczekoladowe, wilgotne, fajnie wyrosło, i bardzo szybko znikło ;) Przepis pochodzi stąd, ale ja go trochę zmodyfikowałam, ze względu na dostępność składników. Nam najlepiej smakowało na następny dzień.
  • Półtora szklanki mąki 
  • 3 łyżki  kakao 
  • 1 łyżeczka sody
  • Od 0,5 do szklanki cukru ( w zależności jak słodkie ciasta lubicie)
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 5 łyżek oleju
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1 szklanka mleka sojowego waniliowego

 3 pierwsze składniki przesiać do miski, dodać resztę składników i zmiksować. Jeśli ciasto będzie za gęste, tzn słabo się będzie miksować, dodać trochę mleka sojowego. To niewielka ilość ciasta, ja swoje dałam do zbyt dużej foremki i wyszedł mi właściwie placek, dlatego do większych foremek dobrze jest podwoić ilość składników. Formę nacieramy olejem i pieczemy w nagrzanym piekarniku do 175 stopni przez 40-50 minut. Sprawdzić cienkim patyczkiem/nożem czy suche w środku. Jak chcecie, po ostygnięciu polejcie ulubioną polewą :) Naprawdę, nie ma szans żeby odróżnić to ciasto od zwykłego niewegańskiego, dzięki takim cudom ludzie mogą się przekonać, że weganizm to nie trawa i chrust, tylko pyszne, genialne jedzenie.




sobota, 19 maja 2012

Brokuły, tortille i soczewica z niecodzienną owsianką

Dni płyną, maj się niedługo skończy... W sobotnie południa często zastanawiam się, czemu wstałam tak późno i jak można wykorzystać sensownie resztę dnia. Nic zazwyczaj z tego nie wychodzi, a jeśli nawet, to i tak zawsze za mało...  Nie potrafię swojego czasu wykorzystać maksymalnie, zawsze zostaje mi coś do zrobienia. Odkładam na później. Na wtorek na uczelnię dwa projekty zapowiedziane dwa tygodnie temu, odłożone do jutra, ale czy nie odłożę ich do poniedziałku? To bez sensu,  a czas płynie... Na szczęście jest przy mnie ten ktoś, kto potrafi wyrwać mnie z tego letargu, nazwać mnie maluszkiem i wywołać uśmiech na mojej twarzy. Od razu wtedy chce się coś robić :)
Wraz z powrotem do weganizmu na nowo odkrywam owsianki... Wcześniej wystarczyła mi micha twarogu, brak było motywacji, żeby go sobie zrobić z tofu...

Truskawki, jagody i bazylia, szczególnie truskawki i bazylia, to bajeczne połączenie.

Tydzień temu doszłam do wniosku, że nigdy nie jadłam sałatki z surowych brokułów, z gotowanych jak najbardziej, do tego jajka, majonez, śmietana, szynka i inne krwiożercze hity. Musiałam więc taką sałatkę sobie zrobić, i oto co z tego wyszło, brokuły plus różnorakie resztki z lodówki.
  • 1 brokuł ( bez łodyżek )
  • ok połowa czerwonej cebuli
  • czerwona papryka średnia
  • 1 zielone kwaskowate jabłko
  • sos sałatkowy włoski kotanyi( nie koniecznie, zamiast tego możecie zrobić swój sos ale koniecznie z octem winnym i ziołami, właściwie to polecam wam ten sosy i inne tej firmy, 100% wege, bez glutaminianu, itp, itd )
Wszystko drobno posiekać, wymieszać, polać przygotowanym sosem i jeść. Niezbyt odkrywcze, ale tak to właśnie wygląda. Na zdjęciu możecie dostrzec rabarbar, ale to był zły pomysł, lepiej bez :)


Tak wyglądał cały obiad, który tak naprawdę był tłem do sałatki.

Zielona soczewica z oliwą i bazylią, starta marchewka, ziemniaki w mundurkach z tajskim sosem orzechowym z Lidla.

Z tego obiadu zostało strasznie dużo soczewicy, bo ani mi, ani mojemu chłopakowi nie chciało się jej jeść. Sucha soczewica to był błąd, trzeba było coś z tym zrobić! I zrobiłam następnego dnia, EKSTRA nadzienie do tortilli z łodyżkami brokułów :) Strasznie mnie ten przepis ucieszył, bo i łodyżki brokułów, i soczewica zazwyczaj dla mnie są średnio smaczne, ale razem są strzałem w dziesiątkę :)


Nadzienie na ok 6 tortilli :
  • 1,5szklanki ugotowanej zielonej soczewicy
  • Łodyżki brokułów z 1 średniej sztuki
  • Pomidory z puszki odsączone z soku
  • 250g pieczarek
  • 1 średnia cebula
  •  Przyprawy : oregano, natka pietruszki, słodka papryka sól, pieprz
  • Łyżka kukurydzy na placek
  • Liście sałaty
Cebulę i łodyżki brokułów siekamy drobno, podsmażamy na oliwie/oleju, dodajemy pieczarki i dusimy z paroma łyżkami wody. Do miękkich już pieczarek i reszty warzyw wrzucamy soczewicę, podsmażamy ją trochę i dodajemy pomidory, rozgniatamy je widelcem. Smażymy aż nadzienie odparuje nadmiar wody. Doprawiamy, przygotowujemy placki, kładziemy sałatę, nadzienie, po łyżce kukurydzy na tortillę i polewamy ulubionym sosem, w moim przypadku był to sos czosnkowy na bazie śmietany słonecznikowej Matki Weganki i Jej Dziecka :)  Ja dałam 2 łyżki oleju więcej, sosu nie przecedzałam, na koniec zbendowałam z ząbkiem czosnku, bazylią, natką i pieprzem.




niedziela, 13 maja 2012

Przemyślenia z pakorą na patyku.

Przez ponad miesiąc przemóc się nie mogłam, żeby coś tutaj napisać, po prostu chyba zwątpiłam w swoje umiejętności, zarówno te kulinarne, jak i pisarskie.
Ten okres był dziwny, powroty, odwroty,  wieczny bałagan, wstydliwy romans z nabiałem, chaos informacyjno-transportowy, dodatkowe kilogramy i zaniki pamięci. To się już na szczęście skończyło, znowu prowadzę szczęśliwie kuchnię dwuosobową i już nigdy nie zamierzam tego zmieniać, no, może tylko w wypadku jej powiększenia ;). W sumie nic specjalnego nie ugotowałam i zrobiłam właściwie tylko takie zdjęcia :
Kotlety z fasoli i płatków żytnich + ryż z kurkumą i sałatką udającą grecką

Paella wegetariańska z puszki z warzywami i ciecierzycą, świetne w tortilli.

Grillowane kanapki z tofu i awokado, na smażonym tofu sos tajski sezamowy z Lidla.

Obecna forma bloga przestała mi odpowiadać i myślę nad jej zmianą, nie tylko chodzi tu o szablon czy wygląd, ale o sam kształt. Książka kucharska czy "dziennik" jedzenia to za mało, potrzebuję swojego miejsca w sieci, tylko mojego. Czuję jakąś blokadę przed uzewnętrznianiem się w sieci, bo komu w końcu chciałoby się to czytać, ale skoro i ja lubię poznawać życie i historię wege blogerów, to czemu nie miałoby to działać w drugą stronę?
Tymczasem do pałaszowania wegetariańskie szaszłyki, czyli pakora na patyku :) Przepis zaczerpnęłam z "Wegetarianizmu po Mistrzowsku". Podaję proporcje z książki.


Do nadziewania :
  • 1 cukinia
  • 1 papryka żółta
  • 1 papryka czerwona
  • Mały słoiczek oliwek czarnych
  • 4 plastry ananasa z puszki
Ciasto
  • 1 szklanka mąki kukurydzianej
  • 1 szklanka mąki białej
  • zimna woda
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta kurkumy
  • 1 łyżeczka słodkiej papryki
  • 1/2  łyżeczki imbiru
  • 1 łyżeczka curry
  • 1 łyżka soli
  • Ok. 0,5l oleju do smażenia
Cukinię kroimy na pół i w plasterki, papryki na duże kwadraty, plastry ananasa w ósemki. Nadziewamy warzywami szaszłyki według upodobania. Składniki na ciasto mieszamy i dodajemy tyle wody, aby powstało nam gęste, ale lejące się ciasto. Szaszłyki zanurzamy w cieście i wrzucamy po kilka na mocno rozgrzany olej, i smażymy przez 5 minut.